Łączna liczba wyświetleń

13 maja 2018

A po burzy... [22 kwiecień 2018r.]

Małe niewinne dziecko, takie śliczne, słodkie i urocze, a nieobliczalna choroba potrafi jej życie zamienić w istny horror.
Kiedy są te piękniejsze dni, wydaje mi się, że już gorzej być nie może, że teraz każdy dzień będzie lepszy od poprzedniego, że po ciemnościach w końcu w naszym życiu będzie świecić tylko słońce, że znów zawojujemy świat. Jest tyle rzeczy do zobaczenia, do dotknięcia, tyle jeszcze razem chwil do przeżycia.

I wtedy...
Wtedy nasz świat staje na granicy istnienia, wszystko jak w matni, wszystko zaczyna pękać, trzeszczeć, boleć. Marzysz tylko o tym, by zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć, dochodzisz całym sobą do kresu wytrzymałości, sięgasz tej kruchej linii, za którą jest już przepaść. Nie możesz znieść widoku tak cierpiącego dziecka i jednocześnie nie możesz z nim wytrzymać kolejnej godziny. Całe nasze życie krzyczy, nie wiadomo co robić, by jej los zmienić, nie wiadomo jak dalej tak żyć.
I mówisz sobie tylko cicho, w myślach: DAM RADĘ, WYTRZYMAM, KIEDYŚ TO SIĘ SKOŃCZY, MUSZĘ dla niej, dla siebie!!!
Osiem dni!!!
Po 4 miesiącach stabilizacji znów nastała ciemność, choroba nie daje za wygraną, wciąż o sobie przypomina, wciąż ma coś do powiedzenia :-(😢
Osiem dni ciągłego krzyku, płaczu, wrzasku z symbolicznymi momentami na odpoczynek. Chroniczny brak snu, nadludzkie zmęczenie zabrało Olimpii wszystkie siły, zabrało z limitu jej życia kolejne 8 dni.
I nieraz już tracę resztki nadziei...
Czy to się kiedykolwiek zmieni...?
Ale to już za nami!

Rano pojawił się uśmiech na pięknej buziulce Olimpii i w końcu możemy wtulone w siebie spokojnie odpocząć. Horror się skończył.
Po burzy zawsze nastaje cisza.
Jak ja kocham tę ciszę.
Ciszo....trwaj proszę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz